W Polsce choruje z tego powodu już 1 mln osób. Większość z nich nie zdaje sobie jednak sprawy, że cierpi na schorzenie, które dwukrotnie gorzej rokuje niż rak piersi u kobiet i rak pęcherza moczowego. Stwarza ono większe ryzyko zgonu niż rak prostaty u mężczyzn i ma podobną śmiertelność, jak rak jelita grubego.
W przypadku niewydolności serca odsetek pięcioletnich przeżyć uzyskuje się u zaledwie 25 proc. mężczyzn i 38 proc. kobiet. Tymczasem ogólna skuteczność leczenia chorób nowotworowych w Polsce sięga już 40 proc.
Dr Grabowski z I Katedry i Kliniki Kardiologii WUM twierdzi, że ryzyko zgonu z powodu niewydolności serca można zmniejszyć odpowiednim leczeniem. Najlepiej rozpocząć je zanim jeszcze w pełni rozwinie się choroba.
Dotyczy to szczególnie osób po zawale serca oraz tych, którzy chorują na nadciśnienie tętnicze krwi lub chorobę wieńcową. Są bowiem najbardziej narażeni na niewydolność serca objawiającą się dusznością, zmęczeniem i mniejsza tolerancją wysiłku fizycznego oraz obrzękiem stóp, kostek, podudzi lub brzucha.
"Kiedy dojdzie do zawału, ważne jest, by pacjenci przyjmowali leki, które hamują niekorzystną przebudowę mięśnia sercowego i przez to zmniejszają ryzyko rozwoju niewydolności serca" - podkreśla dr Grabowski. Takie działanie wykazują beta-blokery oraz inhibitory konwertazy angiotensyny (tzw. inhibitory ACE). Zawałowcy powinni je przyjmować w zasadzie przez całe życie.
U pacjentów już cierpiących na niewydolność serca oprócz tych dwóch typów leków zalecani są również tzw. antagoniści aldosteronu. Farmaceutyki te poprawiają kurczliwość i siłę mięśnia sercowego.
Najnowsze wytyczne Europejskiego Towarzystwa Kardiologicznego (ESC) sugerują włączenie również leku zwalniającego pracę mięśnia sercowego. Zalecany jest on u chorych z niewydolnością serca, którzy mają także przyśpieszoną akcję serca. Badania o nawie SHIfT wykazały, że takie leczenie zmniejsza ryzyko zgonu i hospitalizacji z powodu zaostrzenia objawów niewydolności serca.
Odpowiednia farmakoterapia poprawia jakość życia chorych, ale daje również oszczędności dla budżetu.
U niektórych chorych oprócz farmaceutyków rokowania poprawia elektroterapia. Stosowana jest ona u pacjentów z poważnymi arytmiami serca, takimi jak częstoskurcz komorowy i migotanie komór. Wszczepia się im kardiowertery-defibrylatory, które monitorują pracę serca i samoczynnie są uruchamiane, gdy wystąpi groźna arytmia.
Coraz częściej wszczepiane są stymulatory resynchronizujące, które poprawiają kurczliwość mięśnia sercowego. Są też pierwsze aparaty łączące funkcje obu tych urządzeń, czyli monitorujące rytm serca oraz poprawiające jego pracę. Zalecane są u osób z ciężką niewydolnością serca, które odczuwają duszności nawet podczas najmniejszego wysiłku. Część z nich nie jest w stanie samodzielnie wykonać nawet podstawowych czynności życiowych.
Na całym świecie na niewydolność serca choruje 22 mln ludzi, a co roku wykrywa się 2 mln nowych przypadków. Przewiduje się, że w Polsce za 20 lat liczba chorych wzrośnie o co najmniej 25 proc.
PAP - Nauka w Polsce
W przypadku niewydolności serca odsetek pięcioletnich przeżyć uzyskuje się u zaledwie 25 proc. mężczyzn i 38 proc. kobiet. Tymczasem ogólna skuteczność leczenia chorób nowotworowych w Polsce sięga już 40 proc.
Dr Grabowski z I Katedry i Kliniki Kardiologii WUM twierdzi, że ryzyko zgonu z powodu niewydolności serca można zmniejszyć odpowiednim leczeniem. Najlepiej rozpocząć je zanim jeszcze w pełni rozwinie się choroba.
Dotyczy to szczególnie osób po zawale serca oraz tych, którzy chorują na nadciśnienie tętnicze krwi lub chorobę wieńcową. Są bowiem najbardziej narażeni na niewydolność serca objawiającą się dusznością, zmęczeniem i mniejsza tolerancją wysiłku fizycznego oraz obrzękiem stóp, kostek, podudzi lub brzucha.
"Kiedy dojdzie do zawału, ważne jest, by pacjenci przyjmowali leki, które hamują niekorzystną przebudowę mięśnia sercowego i przez to zmniejszają ryzyko rozwoju niewydolności serca" - podkreśla dr Grabowski. Takie działanie wykazują beta-blokery oraz inhibitory konwertazy angiotensyny (tzw. inhibitory ACE). Zawałowcy powinni je przyjmować w zasadzie przez całe życie.
U pacjentów już cierpiących na niewydolność serca oprócz tych dwóch typów leków zalecani są również tzw. antagoniści aldosteronu. Farmaceutyki te poprawiają kurczliwość i siłę mięśnia sercowego.
Najnowsze wytyczne Europejskiego Towarzystwa Kardiologicznego (ESC) sugerują włączenie również leku zwalniającego pracę mięśnia sercowego. Zalecany jest on u chorych z niewydolnością serca, którzy mają także przyśpieszoną akcję serca. Badania o nawie SHIfT wykazały, że takie leczenie zmniejsza ryzyko zgonu i hospitalizacji z powodu zaostrzenia objawów niewydolności serca.
Odpowiednia farmakoterapia poprawia jakość życia chorych, ale daje również oszczędności dla budżetu.
U niektórych chorych oprócz farmaceutyków rokowania poprawia elektroterapia. Stosowana jest ona u pacjentów z poważnymi arytmiami serca, takimi jak częstoskurcz komorowy i migotanie komór. Wszczepia się im kardiowertery-defibrylatory, które monitorują pracę serca i samoczynnie są uruchamiane, gdy wystąpi groźna arytmia.
Coraz częściej wszczepiane są stymulatory resynchronizujące, które poprawiają kurczliwość mięśnia sercowego. Są też pierwsze aparaty łączące funkcje obu tych urządzeń, czyli monitorujące rytm serca oraz poprawiające jego pracę. Zalecane są u osób z ciężką niewydolnością serca, które odczuwają duszności nawet podczas najmniejszego wysiłku. Część z nich nie jest w stanie samodzielnie wykonać nawet podstawowych czynności życiowych.
Na całym świecie na niewydolność serca choruje 22 mln ludzi, a co roku wykrywa się 2 mln nowych przypadków. Przewiduje się, że w Polsce za 20 lat liczba chorych wzrośnie o co najmniej 25 proc.
PAP - Nauka w Polsce
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz