Przeszczepy narządów dla niektórych to szansa na drugie życie. Leki, które mają utrzymywać przeszczepiony narząd w należytym porządku często działają na niekorzyść biorcy. W dziedzinie transplantologii pojawił się nowy, innowacyjny sposób walki z odrzuceniem narządu – czy jest bezpieczny?
Dr Joseph Leventhal z chicagowskiego uniwersytetu medycznego Northwestern Medicine wychodzi z założenia, że „przeszczep nerki nie jest czymś, co jest dane na zawsze. Z upływem czasu organ słabnie, aż w końcu przestaje funkcjonować. Dzieje się tak m.in. ze względu na silne leki immunosupresyjne, które należy przyjmować do końca życia. Leki te osłabiają układ odpornościowy pacjenta by ten nie atakował „obcego”, przeszczepionego narządu. Umożliwiają funkcjonowanie nerki, ale stosowane długi czas negatywnie wpływają na zdrowie pacjenta. Mogą zwiększyć podatność na zakażenia lub wystąpienia pewnych nowotworów. Z czasem organizm może zacząć reagować na narząd co wiąże się z przewlekłym odrzuceniem. Celem mojej terapii jest ograniczenie, a być może kiedyś nawet wyeliminowanie toksycznych leków przeciw odrzuceniom przeszczepionych organów, wiąże się to z uzyskaniem lepszej kontroli nad systemem odpornościowym i eliminacją skutków ubocznych leków. Mam nadzieję, że jedna nerka wystarczy na całe życie”.
Do wypróbowania terapii na własnej skórze zgłosiła się pewna kobieta. Wszystko to wygląda jak scena z filmy science-fiction…worek z ludzkich komórek kołysze się bez przerwy. Specjaliści przygotowują tuby i maszyny w perfekcyjnie sterylnym laboratorium. Całość wygląda skomplikowanie, a w rzeczywistości jest całkiem prosta.
Lauren Novak – kobieta która swoją odwagą mogłaby obdzielić pół świata szybko zorientowała się co czeka ja do końca życia. Wszystko zaczęło się od problemów ze wzrokiem i migreny. Momentalnie przerodziło się to w poważny zdrowotny kryzys. Diagnoza była jasna, schyłkowa niewydolność nerek, wymagane są dializy, a w przyszłości przeszczep. Dializoterapia utrzymywała 28letnią pacjentkę przy życiu, kiedy rodzina i przyjaciele poddawani byli testom na dawcę. Na kogo padło? Na przyjaciela ze szkoły. Był bezwzględnie pewien tego, że to on ma pomóc i pomoże swojej przyjaciółce, ale to nie usatysfakcjonowało Lauren do końca.
Oprócz szukania dawcy Lauren chciała znaleźć coś co jeszcze bardziej przedłuży jej życie i zapewni komfort w przyszłości. „Świadomość tego, że przez 30, 40 czy 50 lat będę zależna od immunosuprestanów była przerażająca i bardzo obciążająca”. Trafiła do dr Leventhala’a. „Powiedział mi o korzyściach, które wyniosę z terapii, ale również o potencjalnym ryzyku. Byłam bardzo podekscytowana i nic nie mogło mnie powstrzymać przed byciem tzw. „królikiem doświadczalnym.”
Obecnie Lauren Novak bierze udział w pierwszej fazie badań nad terapią dr Loventhal’a. To etap, na którym bada się bezpieczeństwo procedury dla pacjenta, w tym m.in. to, czy nie spowoduje ona odrzutu przeszczepu, albo np. wyłączenia systemu immunologicznego.
Eksperymentalna terapia polega na tym, że z krwi chorego pobranej na tydzień przed transplantacją oddziela się limfocyty T, które grają kluczową rolę w systemie immunologicznym człowieka. Początkowo jest ich ok. 10 milionów. Naukowcy rozmnażają je w laboratorium tak długo, aż będzie ich ok. miliarda. Po 60 dniach od transplantacji limfocyty T wracają do krwi pacjenta. „Staramy się wykorzystać własne mechanizmy obronne pacjenta w taki sposób, by wyeliminować lub mocno ograniczyć konieczność immunosupresji” .
Lauren Novak nie wie czy terapia zadziała, ale jest pełna nadziei i optymizmu…
Dr Leventhal dodaje jeszcze, ze infuzja komórek regulacyjnych ma spory potencjał u każdego pacjenta po przeszczepie, jak i również u pacjentów z zaburzeniami układu odpornościowego.